Film jest trudny. Oglądając go widz jest przez pierwsze 45 minut ogląda luźno powiązane ze sobą sceny...jakaś firma, proces, pełnomocnik który dostał bzika i facet od brudnej roboty (Clayton) który jest spoiwem tych wszystkich wątków. O co tu do cholery chodzi?
Prawdopodobnie po tym właśnie okresie czasu spora część osób dała sobie spokój z oglądaniem "zmęczona" jego konstrukcją. Tymczasem "Diabeł tkwi w szczegółach" jak mawia przysłowie.
Film to jednak ciekawy mariaż paru gatunków - przede wszystkim dramatu prawniczego (sprawa U-North mimo, że przedstawiona pobieżnie i tak jest w stanie zamotać w głowie przeciętnemu widzowi) z domieszką thrillera i filmu psychologicznego (elementy tych 2 gatunków raczej szczątkowe, mimo że potrafią podnieść ciśnienie).
Tom Wilkinson grający Arthura Edensa, odgrywa rolę "szurniętego" pełnomocnika U-North i jednego z najwybitniejszych prawników w firmie w sposób tak przekonujący, że widz czuje na własnej skórze ten trud komunikacji z nim.
Clayton to również ciekawa postać - facet, który od lat zamiata pod dywan brudy innych tak aby wszystko odbyło się w świetle prawa, jest nałogowym hazardzistą, jego życie osobiste nie istnieje, kariera potoczyła się inaczej niż by chciał nie mówiąc o tym, że popadł w długi otwierając razem ze swoim bratem narkomanem bar, który splajtował. Nawet kiedy zna już prawdę, po prostu bierze 80 000 USD a potem idzie na pokera.
Każdy przeciwko każdemu, cel istnieje, ale nikt nie wie po co naprawdę jest w tym świecie - tak w skrócie opisuje fabułę książki "Realm and Conquest" Henry Clayton, syn Michaela, wyraźnie nią podekscytowany, starając się polecić ją ojcu. "Skądś to znam" mówi Michael ironicznie, ale nie jest zainteresowany lekturą - to tylko kolejna książka dla dzieci, a życie toczy się dalej.
Henry dzwoni potem do ojca, żeby porozmawiać, ale zamiast tego odbiera Arthur. Opowiada mu o książce, o tym że jej bohaterzy zostali powołani w określonym celu na świat, by wypełnić pewną misję, ale trzeba przeczytać książkę, aby dowiedzieć się o co w niej chodzi. Arthur jest zafascynowany, ta myśli doskonale uzupełnia tą, która wcześniej narodziła się w jego głowie.
Henry, jako dziecko, uosabia niewinność człowieka nieskazanego kłamstwem.
Jak można brnąć w kanał, żywić się na kłamstwie jak robak na padlinie, sycić się występkiem i być szczęśliwym człowiekiem? Nawet ludzie tacy jak Arthur czy Michael mają pewne granice - obydwaj będą w stanie do nich dotrzeć. Karen Crowder (Swanson), opętana perfekcjonizmem, sama nie jest w stanie do nich dotrzeć...
"Realm and Conquest" uosabia w tym filmie prawdę, wolność, prawidłową ścieżkę. Warto zauważyć, że w scenie w której Michael buszuje po ostemplowanym mieszkaniu Arthura, trafia na tą książkę i przekartkowuje ją - na jednej z kartek jest niewielka ilustracja konia stojącego koło drzewa. Arthur oprawia memorandum zawierające kluczowe dla sprawy, zatajone fakty, w czerwoną okładkę na podobieństwo "Realm and Conquest".
Michael trafia na memorandum, ale potrzebuje pieniędzy. Spłaci dług i będzie lepiej - w końcu nie gra, już nie będzie grał, to Timmy jest tym słabym narkomanem... Michael tłumaczy wcześniej Henryemu, że widzi w nim siłę, której "wujek Timmy:" w sobie nie ma, ale ma na myśli siebie.
Po nocy nad kartami i świadomością kolejnych długów do spłacenia oraz kolejną sprawą do zamiecenia pod dywan przez traktującego go jak śmiecia klienta, Michael czuje na sobie ogromny ciężar. Ale jego przyjaciel pomógł zasiać w nim ziarno prawdy.
Prawdy, która ratuje mu życie - to właśnie symbolizuje scena z końmi na wzgórzu - niemalże identyczna do ilustracji z "Realm and Conquest" jaką widz mógł zobaczyć kilkadziesiąt minut wcześniej. Michael jest w stanie podjąć prawidłową decyzję.
Nawet ktoś bardzo zagubiony w życiu może się w nim odnaleźć.
Polecam film uważnemu widzowi :)
Fajnie, że tak bardzo zwróciłeś uwagę na "Realm and concquest", to jest najbardziej patetyczna (przez co minimalnie naiwna) część tego obrazu, ale myślę, że trafna. Sam w tym filmie jestem właśnie zachwycony poziomem realizmu - oczywiście gra aktorska (to ostatni film, w którym zagrał przed śmiercią Sydney Pollack - nie wyobrażam sobie innego aktora, która pasowałby na Marthy'ego bardziej, choć majstersztyk w wykonaniu Tildy Swanton i Tom Wilkinsona muszą go usunąć w cień).
Film o niezwykłej atmosferze, bardzo wciągający, wyjątkowo prawdziwy, dużo opowiadający o tym jak specjalizacje, korporacje, miasta zmieniają ludzką moralność i zaślepiają nas, przez co nie wiemy jaki jest sens naszych działań. W wielu momentach doskonały George Clooney (Rozmowa z Henry'm, wyrzut w stosunku do Arthura, czy podróż taksówką, już na napisach).
Ja jestem zachwycony tym obrazem, cieszę się, że faello tak prosto i dobrze wskazałeś toposy w nim występujące