Jak dla mnie "Michael Clayton" filmem rewelacyjnym raczej nie jest ale na pewno zasługuje na miano dobrego filmu. Rzeczywiście, jest ciekawy scenariusz, utrzymany w lekko mrocznej kanwie i pozwalający skupić się w dużej mierze na wątkach psychologicznych poszczególnych bohaterów. Jest jednak jeden jak dla mnie dość duży minus, jakim jest dłużący się i powiem bez ogródek nudny początek. Myślę, że gdyby ten wstęp do całej historii nieco skrócić i uprościć wyszłoby to na plus dla ogólnego obrazu. Bez wątpienia, w każdym razie muszę stwierdzić, że jest to film, w którym pełnie swoich umiejętności aktorskich pokazali Clooney, Wilkinson i Swinton (choć jak dla mnie ta ostatnia wypada najsłabiej z tej trójki, tym bardziej dziwił mnie oscar dla niej, uważam że o wiele lepiej zagrał Wilkinson). Ogromnym plusem były także zdjęcie utrzymane w chłodnym idealnie komponującym się ze scenariuszem klimacie. Dobra była także ścieżka dźwiękowa, która stanowiła taką klamrę spinającą cały film. Podsumowując, uważam że "Michael Clayton" to dobry film ale bez iskry której mnie zabrakło. A ponadto gdyby nie ten troszkę nużący i zbyt niezrozumiały początek moja ocena byłaby na pewno wyższa, ale i tak wystawiam mocne 7/10 :)

Długi i "nużący" Twoim zdaniem początek był tu raczej zastosowany celowo, aby zaciekawić widza. Czasami się używa tego w filmach (ostatnio coraz częściej jak mi się zdaje) przez co reżyser pozwala widzowi na małą "rozkminkę" i układanie wszystkiego w całość. Film jest bardzo dobry. Clooney zawsze mnie zaciekawiał swoją grą. Widać, że ma swój wyrobiony styl i charakter filmów, w których występuje jest podobny. Zawsze mi się wydaje, że nie do końca gra na 100%, ale robi to celowo tak jakby dając nam znać, że może pod spodem jeszcze jest coś innego. Przynajmniej ja tak to odbieram, ale cenię go za to i w pełni to kupuję.